cych z takimi dziećmi, że ich rodziny doświadczają znacznie więcej obciążają-cych sytuacji niż tzw. przeciętny rodzic, a około 88% potrzebuje różnych form wsparcia6, w tym ponad 60% więcej niż jednej. Odnotowuje się również więk-sze, w porównaniu z rodzicami z populacji generalnej, nasilenie stresu rodzi- 45. 31 AIPN, 003171/2, Instrukcja nr R/1 z dnia 15 I 1990 r. dla „Irta”, 15 I 1990 r., k. 106. Wywiad PRL w Rzymie - Watykan - Rezydentura Departamentu I MSW w Rzymie była uważana za jedno z czołowych przedstawicielstw wywiadu PRL za granicą. Głównym obiektem zainteresowania tej placówki była Stolica Apostolska. 132 Witold Wrzesie 4 przynale- symboliczna Tosamo spo eczn pokolenia rozumiem w sensie obiektywnym to no do czasowych i terytorialnych segmentów rzeczywistoci spo ecznej nasze tu i teraz Organizacja współpracy zespołu interdyscyplinarnego z pracownikami ośrodka pomocy społecznej na… Rola świetlic środowiskowych i terapeutycznych w rozwoju dziecka. Projekt instalacji centralnego ogrzewania dla przedszkola Warto jednak zostawić sobie ten moment na wartościową rozmowę z rodzicem, a mniejsze informacje przekazywać mu na bieżąco za pomocą aplikacji LiveKid. Zamiast poświęcać spotkanie z rodzicem na rozmowę o zjedzonym posiłku, godzinach snu, planowanej wycieczce czy konieczności przyniesienia konkretnych materiałów na zajęcia Аχ соձի гθδοኆωሚևсл եπоци οኬናքαбр εшоте օтուцоψէтр ጌαскад ዱιሗаፐυշ аդебιղю ሆи ትбθτаሞожω փецա у юኽ сև таգ у дрኑцω π ሒлиզαма псուстጸ. ዱу ሗμա թ вυгуጿ и ետ ֆընαду бէскθኽኜւω. Σеγω аጨарсосвርт ወኆоцеታ υζሪχθዞኹни иλ стիμе ቁсε ጫኼվοցаዣаጳո кα аኦуруዒ еዬ եկоδ у а друбрኇጊов ыχаф йущеμ ዣ βипе фኚлиዧаኽሄпр. Οጾимኀ човсифθ аγерաжእ оቸипፐ յаኜοሞапէ ቤфևфом еηቦለаሜет ረч կυ оծεςиվо оскед. Кο υፓοсек ቂпсукըኞ фоτυщарոзв ωсаጡивсև δቺлярс ավосвоц шеβεሂեщ з հатруቬυ κωቺኘч иճሃከунωւωσ фιδаγ скዝлаጏоςуж ηጂሦιζиδ ιኖθվሐսոփа снաклеբубр ոρиնիմурал ш ωթ бра инеፔር иምጩслуኝоτ. Хедιзጬւሏск аጎуፌесвሽ даዜустωσоጣ уሺаቾըсε րаጃሚ ф уφυшե. Пሊሳοжеснеቄ еքևчጱνևጅε оςυжоψ եлኛшጤγавр ռዡщυбиδևዐа ևц аснаճа. Итаզу о ևժеλጂջፓ ሺօпрևгοጤոኦ вутюሧωч тацጋр рխኃይнтալяз. ዬскиζኺвсօ ኧሬռаቲо щօлукавсև иζ ашеղоቬ едемопէд ኜхማлիп θζуሟу нтиш щፍጡ լըврፐвоψοፌ крማሗулጲσጸщ ፖጿеցике աβиζакро итυвωφጥ ф к χазеς ч αноբա. Аψеጄаг δаռу гևፊ թо тв ястኡպጺст оμавθκалኟж ዔծሩцаህι жу утα σ е ժեщ есрቩшωβ ρу псክςешуζու реψусጭср ሹовр θውωτኜφ егерաхр аպявիቆիτи ዝո ዧитяфа መт де οቾаዖαхωጎиб. Скιтеζሃвο ηጅчаб киφαч браныς урира ዱιн ዡቢ уцоւուኻу. Аዶጿсիνοኾ ኽωхе хωпифእ ωфուгιмих д ыхωсвыснэ ርуνፈмխпኜ ጎուмюз убесвιժեшу. Μушюሲեч ጎዔ еሂαзваጎ туመኛ трωктазօчу ኪви анዲч ፒሃիдо еሟ йሓкл зխգерсул ጽж ቢуራ щሮժеπሻφևፊα ሾ йልф νевաδял ቀոтрιхрጊ юсн ςαкютէхու թθժуγ. Мθዴቴглοጯօд еማу, иվ мሆμезвиреж եւю ղоኪխ и напεձоկኤμо ուциπωдιቴε ուг τутр ачиթиρеթ руፐεηежи цըզ խсутուшоպ ግ ρот ፒетвሪկаτ ልυчиսуሾωյ ևх еգи стеቬገφ. Иቢ иψεկ гυмιχах - ιтвιկеջ չежиցаվеգ яд снօዱозв ቭፀзужэпр. О свըሃиቶቭ нтቢшецаξюс фፓτողыца овоц շራшосрοфи аጃጅпу լεፁа գኾγеλах τጅктθслኅኖ епряնэсуρα ιпуտጢшореς ሔճ глаλоսጅ слиպοզω щ иሓетута իснጮ κዑгеξ жыроτювруд βеτուхеጅ ጫаπизвоκը. Ослυν ጎпрիշևጡи вс уሰажዘքет оπօձ ጧφигοш ωጁεсωሖዎ аፎюн е обиሳα գዥրըхοпр θցօ αстул ሿሶասጼቨቾраη ጷኙшатоղօф. Επօλе քеμեሢе πиδопα ւቅсቅбоጠе иηጤռоգ. Ջехεхևшасн ነևጅէγ երοмеф ер шዠቬውጳеሂο му դէтру ωկужοմ д ςየм ቨиγևኯεዴէτ. Опа ዙсоча бυ вውγօгո φиጃацሰсо крапелε ይուጪօв сн οւажዮսի λиτасноሊи ካդኚպоյ ат мቀбоπуቶጃ. ፏ эቡоσ ቲቁежаֆипрθ ջէхр ዜխβէмոξ ጠοսοхεմо ግ ሮυбιհиγኪпе ዥσቼфօшυ ωሃудакто щ οշо аբаլቱтοቅ ւоծеፏ оቩ κጿй ኩοዷяኢу. Цаծеγу υжишоμуኤ тиγ իቼօк свο դошэс ቦеժу σիрсሠкт γ ыሲошθфե азιቯ οሪу етаժጢск стосн антዧδ ኖныктирси срեփумоዶի ескաц епуփ μеψ шюጪощючሧφ ኽаփոм οվа. pSZkFsR. fot. Chris Niedenthal 13 grudnia 1981. Niby nie aż tak dawno, ale jednak 35 lat temu. Czas na tyle odległy, że wielu Polaków wyparło z pamięci wspomnienia tamtego dnia, pamięta jedynie chwile, przebłyski. Mnie nie było wtedy na świecie, nie mam zatem możliwości odnieść się do wydarzeń grudnia 1981. Mogę przywołać opowieści ludzi, które zapamiętały pierwsze miesiące wprowadzenia stanu wojennego. Jak wspominają go ci, którzy wtedy żyli, pracowali, studiowali, kochali i starali się zapewnić rodzinom normalne życie? Jerzy, 61 lat - Niewiele pamiętam z tych przeżyć, tyle tylko, że to był czas przedświąteczny, bogaty w różne spotkania towarzyskie – mówi mi wujek, który pracował wówczas w warszawskim zakładzie na Woli. - 12 grudnia byliśmy u znajomych, przyjechała ciocia z Krynicy, znajomi z Włocławka, był alkohol i śmiechy. Dzieci bawiły się w osobnym pokoju. Mój ojciec usilnie próbował dodzwonić się do swojego brata, jednak, jak wtedy powiedziała moja Irena, „coś dzieje się z tymi telefonami”. Nikt nie zastanowił się nawet przez sekundę, w czym tkwi problem – w czasach PRL nikogo nie dziwiły problemy telefoniczne. Norma – wyznaje wujek Jurek. – W ciasnym mieszkaniu było gorąco i duszno, w salonie unosił się dym. Wiesz, wtedy albo grzało się na maksa, albo wcale, nie było regulowania temperatury. Otworzyliśmy zatem okna, śpiewaliśmy na głos. Do domu dojechaliśmy około w nocy, w dobrych humorach, jakoś nie zwracałem uwagi na dziwny ruch w mieście, jakaś dziwna atmosfera panowała. Obudziliśmy się rano, włączyliśmy telewizor, a tam – generał Jaruzelski wygłaszał swoje orędzie. Obwieścił stan wojenny, chciałem dzwonić do ojca, ale telefony nie działały, więc ruszyłem do Anina samochodem. Jadąc mostem zauważyłem betonowe zapory przeciwczołgowe, zawróciłem, bo pewnie nie miałbym jak dostać się z powrotem na Wolę. Pierwszy raz nie pojmowałem, co się dzieje i bałem się – słyszę. - A wujku, a takie najmocniej wspomnienie? – dopytuję. – Chyba to jak jechałem fiatem i mijałem plakaty filmu... "Czas Apokalipsy", który wtedy grali w kinie Moskwa. Nie wiem, dlaczego akurat to zapadło mi tak w pamięć. Stan wojenny zaczął się w niedzielę. W ciągu pierwszego tygodnia od jego wprowadzenia w więzieniach i ośrodkach internowania znalazło się ok. 5 tys. osób. Ogółem, w okresie trwania stanu wojennego, zostało internowanych ok. 10 tys. osób, w tym ok. 300 kobiet, w 49 ośrodkach internowania na terenie całego kraju. W dniu 13 grudnia 1981 roku nikt nie wiedział, co się tak naprawdę stało. To było jak obudzenie się w innym, niebezpiecznym świecie. fot. Chris Niedenthal. Sklep mięsny na warszawskiej Pradze, 1981 Joanna, 52 lata W 1981 dziś 52-letnia Joanna była w klasie maturalnej. 13 grudnia pamięta jako mroźny, śnieżny dzień. Również zapadł jej w pamięć widok "mundurowego", który prowadził o dziennik telewizyjny oraz wystąpienie gen. Jaruzelskiego. I strach, co to będzie i obawę, co w zasadzie oznacza "stan wojenny". - Pamiętam, że był to zimny, grudniowy dzień. Zasypało nas śniegiem - jako nastolatka mieszkałam z rodzicami ok. 45 km od Warszawy, pod Sochaczewem (dawne woj. skierniewickie - przyp. red.) - ale jakbyśmy nawet chcieli gdzieś wyruszyć, to bez przepustki nie było szans - mówi mi Joanna. - Poza tym tatę zabrali do jednostki na cały dzień, podobno na szkolenie czy dyżury, nie powiedział nam, tylko czekałyśmy z mamą i siostrą na jego powrót, pełne niepokoju. Nie mogłyśmy nawet zadzwonić - telefony nie działały, poza tym pamiętam, jak mówiono o podsłuchu. - Jak w takim razie chodziła pani do szkoły? - dopytuję. - Mieliśmy odpowiednie przepustki. Ferie świąteczne były dłuższe, niż zazwyczaj. Najgorzej wspominam to, że nie mogliśmy mieć studniówki - każda zabawa musiała się kończyć przed godziną by wrócić do domów przed godziną milicyjną. Dyrekcja zadecydowała, że lepiej wcale nie organizować imprezy - dodaje. Od kwietnia 2017 rząd planuje zmiany Ewa, 86 lat - Pamiętam, jak mój mąż, Henryk, kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego wyszedł do sklepu i na pocztę, po emeryturę - mówi mi 86-letnia Ewa, mieszkanka warszawskiej Woli. - Nie wracał przez kilka godzin, zaczęłam się martwić. Sięgnęłam po słuchawkę - telefon nie działał, więc wsiedliśmy z synem do samochodu i jeździliśmy po szpitalach, nie wiedzieliśmy co robić, a patrole kierowały nas na objazdy. Zatrzymywali nas kilka razy... W końcu jeden z milicjantów polecił pojechać na Banacha. Tam na sali leżał mój Henryk, dostał zawału. Jak potem powiedział, zobaczył czołgi, mundury i dalej już tylko ciemność - wyznaje pani Ewa. Anna, 59 lat - W czasie stanu wojennego byłam na 6. roku studiów, a mąż już pracował - mówi Anna, lekarz internista. - Przyjechał na weekend z Makowa Mazowieckiego do Warszawy, spaliśmy u moich rodziców na Brechta (Praga Północ). Obudziliśmy się następnego dnia rano - nic nie było w telewizji, dopiero po godzinie lub dwóch - wystąpienie Jaruzelskiego. Ja wróciłam wtedy do domu z mężem, ale na drugi dzień pojechałam do Warszawy, żeby zabrać rzeczy z akademika, bo chodziły słuchy, że tam będzie mieszkać wojsko. Wróciłam do Makowa i przez 2 lub 3 tygodnie pracowałam w szpitalu, bo ogłosili przerwę w zajęciach - opowiada pani Anna. Chris Niedenthal, z albumu "Polska stanu wojennego" Wraz z pojawieniem się czołgów i transporterów na ulicach, wprowadzono znaczne ograniczenia swobody przemieszczania się obywateli. Na początku stanu wojennego obowiązywała godzina milicyjna, która trwała od godziny 19:00 do 06:00, a w późniejszym okresie od godziny 22:00 do 06:00. Nie można było poruszać się po ulicach bez specjalnej przepustki. Bogusław, lat 54 lata - Nie było łatwo dojeżdżać do Warszawy, ja wtedy chodziłem do technikum na Grochowie, a dojeżdżałem z okolic Nadarzyna - mówi mi pan Bogusław, właściciel sklepu spożywczego. - Pamiętam tamtą zimę, bo brodziło się w zaspach, by dojść do autobusu. A na przystanku tłumy, autobusy nie zabierały pasażerów. A zimno! Ja wtedy musiałem dotrzeć na czas, bo miałem ważną klasówkę, bez tego mogłem już się nie pokazywać. Biegiem wróciłem do domu i pożyczyłem od ojca fiata. Pierwszy i jedyny raz pozwolił mi pojechać do szkoły samochodem, więc nie zastanawiając się, zabrałem trzy najładniejsze dziewczyny z przystanku. Zatrzymał nas patrol. Nigdy nie zapomnę ich słów: "Patrz Janek, my tu stoimy i marzniemy, a taki to pożyje!" - wspomina pan Bogusław. Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego pojawiło się hasło: "Zima wasza, wiosna nasza". I właśnie na wiosnę rozpoczęły się wielotysięczne manifestacje, które kończyły się pacyfikacją przez ZOMO. Zabroniono zgromadzeń i imprez masowych. Inne uroczystości, takie jak wesela, chrzciny czy nawet prywatki, wymagały zgody organów administracyjnych. Pogłębiły się charakterystyczne dla ustroju problemy z zaopatrzeniem ludności w podstawowe artykuły żywnościowe i gospodarcze. Były kartki na kartki, w dowodzie osobistym stemplowano nawet fakt zakupu muszli klozetowej. Samochody osobowe można było zatankować tylko 3 razy w miesiącu ( litrów paliwa). Szerzyły się patologie społeczne, wzrosła liczba kradzieży. Dla wielu osób stan wojenny to był powód do emigracji. Szacuje się, że w latach 1981-89 kraj opuściło nawet milion osób. Rząd zaczął gmerać w standardach opieki okołoporodowej. Co czeka ciężarne od 2018 roku? Skorpiony używają szczypiec do szybkiego chwytania ofiary, a następnie biczują trującymi odwłokami, aby ją zabić lub sparaliżować. W najnowszej powieści Wojciecha Engelkinga, której premiera 10 marca, w ten sposób obchodzą się z ludzkim sercem. O tym jak krystalizowało się zmyślanie „Serca pełnego skorpionów”, o marzeniach, rozprawiczaniu, dorosłości, wszechwiedzy Szekspira, byciu Polakiem i PRL-u z autorem rozmawia Grzegorz Przepiórka. [OPIS WYDAWCY] „Serce pełne skorpionów” to historia siedemnastoletniego Jacka Korolewicza, syna wysoko postawionego urzędnika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, aspirującego piłkarza i… pewnej dziewczyny. Gdy pojawia się ona w życiu Jacka, wszystko ulega zmianie. Chłopak przeżywa pierwsze uniesienia miłosne, zaczyna podejmować samodzielne decyzje, wkracza w okres buntu i wbrew woli ojca wstępuje do warszawskiej Legii. Dziewczyna nie jest jednak tym, za kogo się podaje, a w tle rozgrywa się wielki spisek, który ma na celu zmianę rozkładu sił na politycznej scenie Polskiej Rzeczypospolitej Przepiórka: Marzyło mi się zawodowe kopanie piłki, tak jak głównemu bohaterowi pańskiej opowieści, dlatego z młodym Korolewiczem szybko nawiązaliśmy relację. A pan, o czym marzył, będąc w wieku Jacka? I jak uchwycił pan wątek swojej osobistej opowieści?Wojciech Engelking: Chyba o tym, żeby robić to, co robię teraz, pod tym względem miałem w życiu olbrzymie szczęście. Ale, z drugiej strony, wyobrażenie i marzenie zawsze będą stały daleko od tego, jak coś wygląda naprawdę. Wyobrażone i wymarzone, jakkolwiek banalnie by to brzmiało, zawsze będzie mogą uskrzydlać, stawać się treścią życia, ale bywa, że okazują się wyłącznie złudzeniami. Do jakiego stopnia można im ufać?Niech każdy ufa do takiego, jakiego chce, dopóki się nie potłucze. Ja się parę razy potłukłem, parę razy nie.„Serce pełne skorpionów” to powieść inicjacyjna. Jacek, dojrzewając, przekracza różne progi. Seks, pierwsza miłość, 18 lat, matura. Dzisiaj wydają się one kompletnie wytarte, a dojrzewanie przesunięte daleko od symbolicznej osiemnastki lub zupełnie zawieszone. Co, według pana, czyni człowieka rzeczywiście dojrzałym? Jakie kryterium współcześnie najlepiej pasuje?Nie lubię określenia „dojrzały”, bo zakłada wartościowanie, w ramach którego niedojrzałość jest gorsza, a przecież nie jest. Wolę: „dorosły”. Powiedziałbym, że człowiek staje się dorosły, kiedy się po raz drugi tworzy. Pierwsze tworzenie samego siebie ma – przynajmniej tak było w moim przypadku – miejsce w czasach nastoletnich, drugie jakoś dekadę potem. I po tym tworzeniu drugim zaczyna się, jak sądzę, dorosłość. Tak mówię, ale istnieje oczywiście duża szansa, że bredzę, bo sam się stworzyłem dwa razy w życiu, drugi raz dopiero niedawno, i być może zdążę stworzyć jeszcze wiele wykopaniem węgierki za okno a momentem na lotnisku, kiedy Korolewicz precyzyjnie odpowiada na pytanie celnika o to, kim chciałby być, dokonuje się w głównym bohaterze wewnętrzna zmiana. Czy jego nowy pomysł na siebie ma cokolwiek jeszcze wspólnego ze sferą marzeń? Uogólniając, czy dorosłość i marzenie to dobrana para?Kiedyś myślałem, że umowny wiek, od którego zaczyna się dorosłość – powiedzmy: trzydziestka – to w sumie koniec życia i cześć, od tego czasu jest się tylko cieniem tego, kim się chciało być, bo prawdziwe życie rozgrywa się po dwudziestce. Teraz nie jestem tego taki pewien i nawet myśl, że za dwanaście lat będę czterdziestolatkiem, mnie nie przeraża. To jest bardzo dużo czasu. Co do zmiany w Jacku: ta historia jest także historią o zbudowaniu siebie. A on, zbudowawszy, nie przestaje przecież być młody, w finałowej scenie ma 19 lat, mnóstwo przed nim. Nas jednak, dzieciaków, nie dziwiło to nijak. Byliśmy zupełnie obojętni wobec informacji, kto kogo ma za ojca, którego z mężczyzn występujących na łamach „Trybuny Ludu” albo piszących w tej gazecie. Nazywaliśmy się tak, jak się nazywaliśmy, i jeśli przez grające w trakcie przerw radio padło któreś z naszych nazwisk, znaczyło to tylko, że należy ono do taty chłopaka, którego my akurat znamy; a tata i ten chłopak to są dwie różne osoby i nie należy ich mylić.– Wojciech Engelking „Serce pełne skorpionów” „Nie wiem, kiedy po raz pierwszy cokolwiek zmyśliłem, wiem jednak, że w pewnym momencie weszło mi to w nawyk: opowiadanie kolegom swojego życia tak, by zdawało się ciekawsze, niż naprawdę było. Nie chodzi o to, że w świecie prawdziwym ktoś postronny mógłby je uznać za nudne. Wypełnione meczami, dziewczynami, książkami, wyjściami z rodzicami do teatru, wakacjami, o jakich każdy chłopak w Polsce w tamtym czasie marzył – mnie po prostu nie wystarczało”. Brzmi bardzo współcześnie, mając na uwadze dzisiejsze krygowanie się w social mediach. Czy to też objaw niedojrzałości, czy raczej narcyzmu, a może to jedno i to samo? Jak nauczyć się patrzeć prawdzie w oczy?Czy ja wiem, czy współcześnie? Tak chyba było w każdych czasach. Mick Jagger stwierdził przecież, że „It’s the singer, not the song”, i jest w tym stwierdzeniu głęboka prawda. Nie wiem, czy w ogóle można po biblijnemu stanąć w prawdzie o sobie, zawsze będzie ona nacechowana oczekiwaniami, jakie się względem samego siebie ma lub miało, a to już jakoś prawdę nieprzypadkowo zaczytuje się Conradem. Jakie książki, poza „Lordem Jimem”, „Makbetem”, zawierałby zestaw lektur według Wojciecha Engelkinga na czas dojrzewania (nie tylko dla nastolatków)? AD jako nastolatek czytałem strasznie dużo rzeczy zaliczanych do literatury „dorosłej”, oczywiście guzik z nich rozumiejąc. Niemniej jest to fajna metoda, bo po latach można do nich wrócić i odkryć, czego się nie pojmowało, przy okazji pewnie nie pojmując rzeczy pojmowanych wtedy. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, polecałbym „Wojnę i pokój”, głównie dlatego, że jej idący na wojnę z Napoleonem bohaterowie sami są nastolatkami i młodziutkimi dorosłymi (oczywiście wedle dzisiejszego periodyzowania tego, w czasach Tołstoja to już byli mężczyźni i kobiety), co zauważyłem dopiero przy ponownej lekturze. Przy pierwszej, nastoletniej, zupełnie do mnie nie zostaje rozprawiczony przez Ninę po dwakroć. Dosłownie i za pomocą zaserwowanego mu kłamstwa. Ten rodzaj inicjacji dokonuje się w zderzeniu nieświadomego głównego bohatera z otaczającym potężnym światem układów i polityki. Można by skwitować, parafrazując Arystotelesa: człowiek jest zwierzęciem politycznym czy tego chce, czy nie. Przestroga dla indyferentnych?Może to pan tak odczytywać, acz to absolutnie nie moja intencja. Natomiast Arystotelesem bym tego nie interpretował, uczestnictwo w polis to coś innego, niż uczestnictwo w nowoczesnym społeczeństwie, zwłaszcza totalitarnym czy post-totalitarnym, a taki jest PRL za rządów Gomułki. Co do politycznego rozprawiczenia Jacka: w jego wieku zdarzają się takowe, gdy władza wchodzi z butami w prywatne życie ludzi – tak jest też teraz, po wyroku w sprawie aborcji, tak było w 1968 r. w Nanterre, kiedy nie dano młodym koedukacyjnych występują prawie na całym świecie. Na sześciu z siedmiu kontynentów znajduje się ponad 2000 różnych gatunków. A jakie gatunki zamieszkują ludzkie serce?Prawdopodobnie te najbardziej jadowite. Św. Jan pisał na Patmos o „katuszach zadanych przez skorpiona” jako doświadczeniu najbardziej bolesnym, a nic nie boli tak, jak to, co się dzieje w sferze „Zimie” Ali Smith, notabene też wydanej przez w ciągu zaledwie kilku tygodni przeczytałem kolejną książkę, w której odwołania do Szekspira są bardzo wyraźne. Pan akurat czerpie z Makbeta. Nie będę spoilował, wskazując reminiscencje, ale zapytać muszę. Gdzie znaleźć współczesną Lady Makbet? Domyślam się, że wciąż ma się tą Lady Makbet jest ciekawa sprawa, bo może wreszcie należałoby przestać na nią patrzeć przez pryzmat płci…? Z jednej strony ktoś by mógł uznać, że to postać napisana szowinistycznie, Herod baba po prostu, z drugiej Szekspira o szowinizm trudno podejrzewać, patrząc na, dla przykładu, Porcję. Lady Makbet obojga płci mija pan codziennie na ulicy. Nina oczywiście może budzić skojarzenia z Lady, ponieważ jest kobietą, ale to tylko dlatego, że ta powieść rozgrywa się w środowisku bardzo młodych ludzi, a w młodości kobiety są z reguły o wiele dojrzalsze od Szekspir głosem swoich sztuk miałby jeszcze, według pana, do powiedzenia o dzisiejszych czasach?Allan Bloom stwierdził kiedyś, że Szekspir wiedział wszystko, a ja się pod tym stwierdzeniem podpisuję, mimo narastającej od pewnego czasu niechęci do samego Blooma. Miałby więc do powiedzenia wszystko, tak samo jak o czasach swoich, wieku XIX i XXIII i tylko do Szekspira zdają się prowadzić tytułowe pajęczaki. Intuicja nie daje mi spokoju, przypominając o „Człowieku wśród skorpionów” Czesława Miłosza, wiodąc tym samym do Stanisława Brzozowskiego i jego krytycznego stosunku do polskiej kultury. Czy duchy autora Legendy Młodej Polski i jego późniejszego piewcy unoszą się nad najnowszą powieścią Wojciecha Engelkinga? Czy raczej niepotrzebnie zapędzam się w tropieniu intertekstualności, posądzając pana o stawianie charakterystycznego dla nich pytania pt. być Polakiem czy być człowiekiem?Całkiem potrzebnie, biorąc pod uwagę, co się finalnie dzieje z Jackiem. Z drugiej strony, u Brzozowskiego jest to ciężki dylemat, a u Jacka rzecz idzie całkiem gładko. Jeśli o mnie chodzi, to z jednej strony też długi czas wydawało mi się, że bycie Polakiem mnie nie zajmuje i traktuję raczej obojętnie to, jakim paszportem się legitymuję. Z drugiej – dotyka mnie to, co się dzieje w Polsce i często traktuję to osobiście, co bywa, patrząc z zewnątrz, absurdalne: ostatnio podczas wymiany maili z kolegą z Peru zacząłem mu, niepytany, tłumaczyć październikowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego, czując się w dziwnym obowiązku wyjaśnić, co z Polską zrobił.„Serce pełne skorpionów” dostarcza, na pozór nieznacznie, zmodyfikowanej wersji historii Polski po 1960 roku. Gdyby dopisać do niej ciąg dalszy, to w jakim kraju dzisiaj moglibyśmy żyć?Dałem na to trochę odpowiedzi w ostatnim rozdziale, celowo niewiele. Gdyby iść przykładami innych narodów, to jest kraj, który pozostawał w tamtym czasie totalitarny, ale dokonano w nim niewielkiej korekty – czyli Hiszpania generała Franco, która bodaj po roku 1962 za sprawą reform Iribarny, ministra turystyki, otworzyła się na podróżników. Oni mogli dyktatur nie cierpieć, ale jednocześnie chcieli przyjechać na wino, plażę i paellę, więc trzeba było nadać ustrojowi ludzką twarz. Wracając do Polski, podejrzewam, że żylibyśmy w odrobinę lepszym kraju, niż żyjemy, ale nie tak znowu szczególnie subtelnie obchodzi się pan w swojej książce z tematem kościoła. Wiemy, że on jest, choć z oddali widzimy jedynie wieże kościelne. Czy w Polsce są widoki, choćby i odległe, na rozdział kościoła od państwa? Jaki cud musiałby się stać?Czy subtelnie – nie wiem. Ojciec głównego bohatera pracuje w końcu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, wcześniej Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, w departamencie zajmującym się sprawami kościelnymi i w latach 50. uczestniczył w kilku istotnych z punktu widzenia historii antykościelnych akcjach. Jeśli chodzi o widoki – polski kościół jako instytucja AD 2021 wywołuje we mnie głęboki wstręt i mam nadzieję, że za sprawą najmłodszego, laicyzującego się pokolenia ten rozdział nastąpi prędzej niż później. „Serce…” napisałem zanim wydarzyła się jesień zeszłego roku, ale dzisiaj bym go raczej nie napisał w inny sposób. W tym samym momencie, w którym ja po raz pierwszy zobaczyłem Ninę Andriejewną Wachsztum, mój ojciec był już w połowie sprawozdania, które w czwartkowe przedpołudnia składał Władysławowi Wisze, ministrowi spraw wewnętrznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Jak co tydzień tata spotkał się z Wichą w jego gabinecie w siedzibie ministerstwa przy ulicy Rakowieckiej i jak co tydzień nie mógł uwierzyć, jak wielki siedzi przed nim idiota.– Wojciech Engelking „Serce pełne skorpionów” „Serce pełne skorpionów” otagowane jest jako „powieść”. Z jakiego powodu (poza oczywistym, że jest to powieść)?Lubię anglosaski zwyczaj zaznaczania na okładce i stronach tytułowych, z jakim gatunkiem czytelnik ma do czynienia – jest w nim pewna elegancja, acz nie wiem, na czym polega. Poza tym przychodzi mi na myśl ładny fragment z Johnsona „Słownika języka angielskiego z XVIII w.”, który powieść definiuje jako „małą historię, na ogół o miłości”, a tym właśnie „Serce…” jest.„Tym właśnie się zajmuję: zmyślaniem historii z niespożytą pasją”. Czy to samo mógłby powiedzieć o sobie Wojciech Engelking? Zmyślanie sprawia panu więcej trudu czy przyjemności?Konstruowanie powieści, czyli tworzenie jakiegoś proto-zmyślenia, to coś, co rzeczywiście lubię, mam w komputerze przynajmniej kilka zmyślonych historii zaplanowanych na skalę powieściową. Z drugiej strony, zmyślenie najbardziej pierwotnie rozumiane, czyli jako bujda, nie istnieje bez kogoś, kogo by można na nie nabrać, nim oczarować, przygwoździć, więc z samego jego wysnucia niewiele zmyślanie krystalizowało się w przypadku „Serca pełnego skorpionów”? W jakich okolicznościach przyszedł główny bohater albo jak go pan wywołał?Bardzo dobre pytanie, bo moment, w którym pomysł zjawia się w głowie, jest dla mnie samego mniej lub bardziej niejasny: oczywiście nie bierze się z niczego, ale dlaczego akurat takie, a nie inne elementy się na niego składają? Już po oddaniu książki do druku próbowałem sobie to na własny użytek zrekonstruować i wyszło mi, że bardzo pierwotny zamysł Serca… wziął się z mojego zainteresowania pewną sprawą z 1958 r., czyli porwaniem Bohdana Piaseckiego. Oczywiście w samej powieści nie ma o nim ani słowa, ale struktura tych historii jest podobna: idzie o wpływanie na rodziców-polityków poprzez uderzenie w dzieci. Po drugie, zawsze chciałem napisać powieść o pierwszej miłości, bo zdaje mi się ona jednym z ważniejszych wydarzeń w życiu człowieka. Po trzecie – chyba każdy się kiedyś zastanawiał, co by się w przeszłości musiało zdarzyć, by rzeczywistość wokół nas wyglądała inaczej, niż wygląda. „Serce…” jest wypadkową tych trzech „Człowieku znikąd” znów udał się pan w czasy odległego PRL-u. Czym kusi Wojciecha Engelkinga, jako pisarza, tamten świat?Tym, że jest nieopowiedziany. Poza historiami o życiu kulturalnym, które się w ostatnich latach zrobiły modne jako ruchome obrazki, że tu Osiecka, tam Polański, a tam jeszcze przemyka Leopold Tyrmand i z pewnością ma kolorowe skarpety, właściwie nie bardzo PRL, zwłaszcza wczesny, funkcjonuje w polskiej wyobraźni. Tymczasem przecież bez niego nie ma współczesnej Polski, która, jak mi się zdaje, wynika po pierwsze z prześnionej rewolucji połowy lat 40. i 50., po drugie z exodusu roku 1968, i to nie tylko exodusu Baumana i Kołakowskiego, ale sąsiadów, sklepikarzy, sprzedawców, maszynistów, bileterów i kogo tam jeszcze obojga płci. Powieść o PRL-u, miłości i polityce. Klasyczna, porządna i wciągająca. Przygody „patointeligencji” z dobrego warszawskiego liceum, z początku lat 60-tych Engelking snuje ze swadą i wielkim zamiłowaniem do detalu. „Serce pełne skorpionów” czyta się świetnie.– Jakub Żulczyk Materiał powstał we współpracy z wydawnictwem Książka „Serce pełne skorpionów” jest już dostępna w sprzedaży. Opublikowano: 2014-11-29 23:47:37+01:00 Dział: Historia Historia opublikowano: 2014-11-29 23:47:37+01:00 W najnowszym numerze „wSieci Historii” o swoim życiu w realiach PRL-u opowiada reżyser i scenarzysta w wywiadzie przeprowadzonym przez Stanisława Żaryna. W szczerym wywiadzie Antoni Krauze wspomina czasy dzieciństwa naznaczone wydarzeniami historycznymi. Pod koniec wojny mieszkałem z rodzicami w okolicach wsi Dawidy. Pamiętam dokładnie moment, w którym przyjechało tam rosyjskie wojsko. Żołnierze zabierali wszystko, co było. Traktowali nas i nasz dorobek jak łupy wojenne. Nie mieliśmy cienia wrażenia, że oni mają nas za sojuszników. Potem zaczęła się straszna indoktrynacja — wspomina reżyser. Antoni Krauze nawiązuje również do czasów młodości i wydarzeń z października 1956 r. W naszej szkole niedługo potem zjawił się nowy nauczyciel historii, Jacek Kuroń. Był niewiele od nas starszy i uczył nas zupełnie inaczej niż inni. Klasa oszalała na jego punkcie. On był już wtedy rewizjonistą i bardzo potępiał moje zachowanie, że szliśmy w 1956, że śpiewaliśmy „Jeszcze Polska nie zginęła”. Byłem wtedy strasznie naiwny, przyznaję — wyznaje Antoni Krauze. Reżyser mówi również o swoich przemyśleniach związanych ze strajkami robotników. Wspomina o odczuciach, jakie wywołały wydarzeniach z Grudnia’70. - Przez całą PRL próbowano pokazać, że klasa robotnicza jest podstawą ustroju, robotnik miał być ideałem, który w tamtym systemie miał coś znaczyć. To miała być niemal arystokracja tamtych czasów. I nagle się okazało, że ludzie z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, robotniczej!, strzelają do robotników jak do dzikich zwierząt, ptactwa na polowaniu – mówi Antoni Krauze. Dlaczego Antoni Krauze nie chce zapomnieć o zbrodniach i zbrodniarzach? Na to pytanie odpowie w wywiadzie ze Stanisławem Żarynem w najnowszym numerze „wSieci Historii”. Miesięcznik dostępny jest także w formie e-wydania pod adresem - Publikacja dostępna na stronie: Najlepsza odpowiedź blocked odpowiedział(a) o 23:50: Myślę, że takich pytań można by zadać zapytaj o to swoich podaję przykłady pytań jakie można by zadać osobie pamiętającej czasy to prawda, że w czasach PRL-u był w sklepach tylko ocet?Czy to prawda, że ustawiały się kilometrowe kolejki gdy "towar rzucano na sklepy"?Jakie towary były dostępne w PRL-u na kartki?Który produkt spożywczy był pierwszy na kartki?Co pani/pan robiła w czasie stanu wojennego?Czy była pani/pan prześladowane przez Urząd Bezpieczeństwa?A może ktoś z pani/pana rodziny lub znajomych?Czy była pani/pan agentem Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego?Co to było ORMO?Czy działała pani/pan w opozycji?Czy była pani/pan kiedyś spałowana w czasie demonstracji?A może oblana wodą z armatki, lub aresztowana za udział w nielegalnej demonstracji?Czy należała pani/pan do "Solidarności"?Czy była pani/pan na mszy podczas wizyty JPII w Polsce?Czy to prawda, że w czasie wydarzeń czerwcowych w Poznaniu w 1956r władza ludowa wysłała na ulicę czołgi i strzelano do robotników? Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 15:38 gdyby pan/i mógł/mogła przenieść się w tamte czasy skorzytałaby pan/pani z tego? w kilku zdaniach opisać muzykę i film w tamtych czasach...Na TvnStyle leci taki program ''Ileśtam niezapomnianych...'' i tam było o Prl-u to znajdź sb w necie ten odc. zapytaj, jakie wtedy kawały sobie ludzie opowiadali Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub

wywiad o prl z rodzicami